Ponieważ powierzchnie do wypasu krów w Japonii są bardzo małe, zwierzęta te nie mają wiele przestrzeni do ruchu, dlatego też są bardziej otłuszczone niż inne gatunki. To właśnie sekret smaku tego mięsa! Aby zapewnić odpowiedni przyrost tłuszczu zwierzęta pojone są piwem, które wzmacnia ich apetyt, a dodatkowo równomiernie rozprowadza tłuszcz w tkankach mięśniowych.
Dodatkowo, rolnicy własnoręcznie masują bydło przy użyciu sake, dzięki czemu mięso ma wyjątkową, marmurkową teksturę, a tłuszcz jest kremowy i pyszny. Hodowcy w tym celu nabierają odpowiednią ilość alkoholu i wypluwają ją bezpośrednio na zwierzę, a następnie wmasowują specjalnymi rękawicami zrobionymi z trawy. Aby zapewnić krowom jak najlepsze warunki są hodowane całkowicie bezstresowo, a ich żywność jest certyfikowana i całkowicie ekologiczna. Podaje się im zboża, ziemniaki, ryż i rośliny strączkowe. Pełne poczucie harmonii i spokoju zapewnia im… muzyka klasyczna!
Oprócz ekskluzywnych warunków hodowli krowy Kobe są w pełni zrelaksowane, aż do końca swoich dni. Dodatkowo, ich ubój jest humanitarny i pozwala zachować krowom spokój.
Zdaniem dietetyków mięso krów Kobe jest wskazane przy diecie niskotłuszczowej. Za sprawą wysokiej zawartości kwasów omega 3 jego wartości odżywcze porównywane są do tych zawartych w rybach i małżach. Dzięki temu, że jest ono otoczone tłuszczem, można jest smażyć bez dodatkowego oleju czy masła. Kawałek mięsa wystarczy po prostu położyć na bardzo rozgrzanej patelni. Należy pamiętać, aby go jednak nie „przeciągnąć”, czyli nie pozwolić mu się smażyć zbyt długo, ponieważ zrobi się twarde. Prawidłowo przygotowana wołowina Kobe jest bardzo delikatna i rozpływa się w ustach.
Wołowinę podaje się najczęściej w formie steków, które dzięki marmurkowej strukturze są wyjątkowo soczyste. Jedna z restauracji w Las Vegas (Fleur) serwuje najdroższe burgery na świecie właśnie z wołowiny Kobe. Serwowany jest z truflami, sosem truflowym, frytkami i winem Petrus z 1995 roku – za takie danie zapłacimy, bagatela, 5 tysięcy dolarów. Nie odstrasza to jednak konsumentów, a na stolik trzeba czekać nawet kilka tygodni.
Przez wiele stuleci Japończycy eliminowali mięso ze swojej diety. Aż do 1868 roku objęte było swoistą prohibicją i widniało, prawdopodobnie na skutek wpływu buddyzmu, na liście zakazanych produktów będących „kegare”, czyli czynnikiem kalającym człowieka. Współcześnie jednak mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni, dla których jakość zjadanych potraw ma kluczowe znaczenie, sięgając po mięso wybierają głównie wołowinę i zjadają jej pięć razy więcej niż statystyczni Polacy – około dziesięciu kilogramów rocznie.
Do 1976 roku japoński rząd nie zezwalał na eksport krów Kobe za granicę. Współcześnie jednak hodowane są one także w USA, Australii, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Belgii i Francji. W tym ostatnim kraju zaproponowano, aby krowy były pojone winem, a nie piwem, co sprawi, że zwierzęta te będą jeszcze szczęśliwsze. Czy krowy pojone winem są rzeczywiście bardziej beztroskie? Tego nie wiadomo, pewne jest natomiast, że taka zmiana podwyższyła koszt utrzymania francuskiej krowy z 6 do 18 euro. W Polsce jak na razie tylko jedno gospodarstwo może pochwalić się tymi wyjątkowymi zwierzętami.
Chociaż mogłoby się zdawać, że Kobe Beef to mięso pochodzące od krów wyłącznie z miasta Kobe, to jednak w rzeczywistości wymogi pod tym względem nie są aż tak rygorystyczne. Zwierzę musi po prostu przyjść na świat w Kraju Kwitnącej Wiśni i jednocześnie należeć do rasy Wagyu. Aby wołowina została opatrzone znakiem Kobe Beef musi natomiast pochodzić od specjalnie wyselekcjonowanych jałowców, których wiek waha się w granicach 22 – 30 miesięcy. Co istotne, są one też karmione do 4 roku życia specjalnie przygotowaną, a jednocześnie certyfikowaną paszą.
Bardzo istotna jest tu też czystość rasowa. Japończycy zezwalają na krzyżowanie tych wyjątkowych krów jedynie z takimi rasami jak Shorthorn, Simental oraz Szwyce. Wśród Kobe wyróżnić można natomiast cztery główne rasy:
Pierwsza z nich, tzw. rasa brązowa (akaushi) określana jest czasem jako czerwone bydło. Hodowano ją początkowo w prefekturach Kōchi i Kumamoto. W czasie II wojny światowej, dokładniej w 1944 roku uznano ją za rodzimą. Krzyżuje się ją z rasą Simental – wszystko po to, aby poprawić właściwości mięsa. Ten konkretny typ wołowiny posiada niską zawartość tłuszczu (około 12 %) i jest łagodny w smaku.
Rasa czarna (kuroge-wagyu) wywodzi się z regionów Chūgoku i Kinki. Właściwości smakowe jej mięsa poprawiły się w okresie Meiji (1868-1912), kiedy to zaczęto krzyżówki z innymi rasami. Podobnie jak poprzednio omawiana, również i ona została uznana za rodzimą podczas drugiego konfliktu światowego. Obecnie jest najpopularniejszą rasą hodowlaną w Japonii. Jej mięso ma duże paski tłuszczu, które odnajdywane są nawet i w chudych kawałkach (marbling). Dzięki temu ma ona delikatną, wręcz kremową fakturę i znakomity smak.
Kolejna z ras – bezroga (mukaku-wagyu), powstała po skrzyżowaniu rodzimej czarnej ze sprowadzoną w 1920 roku ze Szkocji rasą aberdeen angus. Po dalszych udoskonaleniach, także i ona została uznana za rodzimą w 1944 roku. Mięso tych krów jest chude i ma wysoki procent aminokwasów.
Do Kobe zalicza się też zwierzęta z rasy krótkorogiej (tankaku-wagyu), którą hoduje się przeważnie w regonie Tōhoku. Przez wiele lat była krzyżowana z lokalna rasą nanbu. Dzięki temu, w 1957 roku, uzyskała certyfikat rasy rodzimej. Jej mięso jest delikatne i chude, a jednocześnie ma pikantny posmak.
Moda na spożywanie mięsa Kobe trwa od wielu latu. Nie powinien wiec dziwić fakt, że w 2006 roku, z powodu niekontrolowanego przyrostu tej rasy na świecie, japoński rząd zastrzegł nazwę Kobe Beef wyłącznie dla krów urodzonych i hodowanych na terytorium Kraju Kwitnącej Wiśni. Unikalność tego mięsa stała się wówczas jeszcze większa, co przełożyło się na wzrost jej miłośników na całym świecie.