Japonia to kraj pełen kontrastów – zarówno w kuchni, jak i w kulturze. Z jednej strony można w niej znaleźć mnóstwo łagodności i spokoju, godnego uduchowionych mistrzów zen, z drugiej – zaskakuje ostrymi smakami i okrucieństwem samurajów. Jednym z bardziej drastycznych elementów kultury Kraju Kwitnącej Wiśni są japońskie legendy miejskie, czyli popularne współczesne mity, pełne przerażających potworów i krwawych historii. Aż trudno uwierzyć, że ich ojczyzną jest ta sama Japonia, z której wywodzi się subtelna ikebana czy suibokuga – zachwycająca precyzją i pięknem sztuka malowania tuszem.
Źródeł miejskich legend szukać można w podaniach o youkai – demonach, nierozerwalnie związanych z tradycją religii shinto. Zgodnie z ludową tradycją, youkaizamieszkiwały dzikie japońskie lasy, górskie doliny i rzeki. Przechadzały się również przez miasta w korowodzie hayakkiyagyou emaki – procesji stu demonów, ściągających klątwę na każdego, kto ujrzał choćby jednego z nich. Podobnym, mrocznym klimatem charakteryzowały się również kaidan – dawne opowieści o duchach i nadprzyrodzonych zjawach, popularne w epoce Edo. Kaidany, wywodzące się z buddyjskich opowieści dydaktycznych, często zawierały w sobie element przestrogi. Opowiadając m.in. o duchach mszczących się za wyrządzone im za życia krzywdy, przypominały o nieuchronnym prawie karmy.
Mimo, iż współczesnym legendom zdecydowanie bliżej jest do tradycji shintoistycznej, podobnie jak osadzone w buddyzmie kaidan, w pewnym stopniu pełnią one również funkcję dydaktyczną. Japońskie legendy miejskie można podzielić na trzy główne grupy. Największa z nich to fantastyczne historie o wspomnianych już yokai oraz innych potworach, wywodzących się z tradycyjnej ikonografii, które wprowadzane są do współczesnych realiów. Do drugiej kategorii należą opowieści o przeklętych przedmiotach, miejscach i zjawiskach, natomiast trzecia – dotyczy mitów nie-fantastycznych, które często funkcjonują w powszechnej świadomości, jako autentyczne wyjaśnienia powszechnych zjawisk.
Jedną z najsłynniejszych legend o japońskich duchach jest historia Kuchisake-onna – pięknej, młodej i wyjątkowo próżnej żony zazdrosnego samuraja. W reakcji na kolejną zdradę, mąż oszpecił ją, rozcinając jej usta – od ucha do ucha. Zgodnie z legendą, duch dziewczyny błądzi po świecie w poszukiwaniu zemsty. Tajemnicza postać w długim płaszczu, ukrywająca twarz za maseczką chirurgiczną, na swoje ofiary wybiera nie tylko mężczyzn, ale przede wszystkim dzieci. Atak zaczyna zawsze od tego samego pytania – „Czy jestem piękna?”. Odpowiedź przecząca oznacza natychmiastową śmierć – narzędziem zbrodni Kuchisake-onna są nożyce, którymi rozszarpuje ciało ofiary. Jeśli natomiast piękno dziewczyny zostanie potwierdzone, kobieta zdejmuje maseczkę i ukazując swe rozcięte usta, pyta ponownie – „A teraz?”. Jedyną odpowiedzią, która daje szansę na uratowanie życia jest zapewnienie, że jest przeciętna lub wygląda zupełnie normalnie. Zaprzeczenie jej urodzie, wprawia kobietę we wściekłość i oznacza pewną śmierć. Po jej ponownym potwierdzeniu Kuchisake-onna wyciąga natomiast swoje nożyce i rozcina twarz ofiary, na wzór własnej blizny. Choć legenda znana jest od epoki Heian, co jakiś czas jej temat powraca do publicznych dyskusji ze zdwojoną siłą. W 1979 roku, gdy kilku świadków zeznało, że widziało potwora, zgodnego z opisem legendy, zwiększono ilość nocnych patroli policji, a dzieci wracające ze szkoły, były eskortowane w specjalnie zorganizowanych grupach.
Kolejną makabryczną bohaterką miejskich legend jest Teke-teke, a właściwie Reiko Kashima, która została przecięta na pół przez pędzące metro. Jej duch, mimo braku nóg, porusza się z niezwykłą szybkością. Kuśtykając na dłoniach i łokciach, trze tułowiem o podłoże, wydając charakterystyczny dźwięk „teke-teke”. Nieszczęśników, którzy staną na jej drodze przecina wpół za pomocą kosy lub piły. Podobnie, jak w przypadku Kuchisake-onna, ofierze zadawana jest seria pytań. „Gdzie są moje nogi?” – zaczyna zjawa. „Są na stacji metra Meishin” – to jedyna słuszna odpowiedź. „Od kogo o tym wiesz?” – ciągnie dalej Teke-teke. „Słyszałem o tym od Reiko Kashima”. Tylko znając właściwą sekwencję zdań, można uniknąć ostrego cięcia i… zachować nogi.
W latach 80. XX wieku w japońskiej telewizji pojawił się spot reklamowy marki Kleenex. W reklamie chusteczek występowała ubrana na biało kobieta oraz dziecko, przypominające demona Oni. Obraz wzbudził spore kontrowersje, a jego powstanie owiane zostało legendą o skutkach pogwałcenia tabu, jakim jest patrzenie na japońskie demony. Zgodnie z popularnym mitem, ekipa filmowa, która brała udział w produkcji spotu, zginęła nagle, w tragicznych okolicznościach. Kobieta grająca w reklamie, miała natomiast w niedługim czasie od produkcji, urodzić dziecko, wyglądające dokładnie tak, jak shintoistyczny demon.
To jedna z najbardziej współczesnych japońskich legend, związana z zagrożeniami wirtualnej rzeczywistości. Jej popularność wzrosła w 2004 roku po samobójstwie japońskiej nastolatki, w której komputerze znaleziono zakładkę ze słynnym czerwonym pokojem… Według mrocznych wierzeń ukazuje się on przypadkowym użytkownikom w postaci okienka, wyskakującego na ekranie komputera. Każdy, kto zobaczy czerwony komunikat, umiera, a pokój ofiary zostaje wymalowany na czerwono… jej własną krwią.
Ostatnia kategoria legend to fikcyjne, ale w pewnym stopniu prawdopodobne opowieści, związane z autentycznymi wydarzeniami i zjawiskami. Jedna z najbardziej popularnych historii dotyczy pożaru centrum handlowego Shirokiya w 1932 roku. Legenda, zbudowana wokół tragicznego incydentu, głosi, że doprowadził on do obyczajowego przełomu i właśnie od tego momentu Japończycy zaczęli… nosić bieliznę. Jeszcze na początku XX wieku mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni zarówno odświętne kimona, jak i codzienne yuakaty zakładali bezpośrednio na nagie ciało. Zgodnie z miejskim mitem, kobiety ewakuowane z płonącego centrum, odmówiły skoku na przygotowane przez strażaków płachty, bojąc się, że podwinięte kimona odsłonią zbyt wiele. Skromność okazała się dla nich ważniejsza, niż ratowanie życia i zginęły w śmiertelnych płomieniach. Wydarzenie to, jak mówi legenda, stało się przyczyną wprowadzenia do japońskiej mody bielizny, która stanowiła oczywisty element zachodnich strojów. Choć mit o obronie skromności już dawno został obalony, legenda wciąż funkcjonuje w powszechnej świadomości Japończyków.
Dlaczego urządzenia elektroniczne psują się tuż po upływie okresu gwarancji? To z pewnością spisek! Przynajmniej według legendy o tzw. „timerze Sony”. Zgodnie z popularnym mitem, powstałym w połowie lat 80., japoński producent miał montować w swoich urządzeniach specjalny mechanizm (układ scalony lub dodatkowa linijka kodu w oprogramowaniu), uszkadzający je po określonym czasie od daty zakupu. Przez lata legenda znajdowała wielu wiernych wyznawców i na tyle poważnie naruszała wizerunek marki, że na przełomie 2006 i 2007 roku, ówczesny dyrektor generalny Sony osobiście oświadczył, że firma nie stosuje żadnych tego rodzaju praktyk.
Okrucieństwo japońskich legend miejskich może przerażać, budzić wstręt i obrzydzenie. Ich funkcją nie jest jednak wyłącznie wywoływanie silnych emocji. Za każdą z mrocznych opowieści kryje się jakaś przestroga, ostrzeżenie, a drastyczne opowieści mają być pretekstem do głębszej refleksji. Mogą przestrzegać dzieci przed samotnymi wędrówkami albo zwracać uwagę na zgubne skutki przywiązania do tradycji. Bez względu na dydaktyczne walory japońskich mitów, jedno jest pewne – lepiej nie czytać ich do poduszki!